Degrengolada
zwarjuję, kiedyś to pewność, siwy blask wciąż widzę
smętnie żyję, nie wiem po co wstaję codziennie rano
parskam uszczypliwie jak szakpa, ciągle szydzę
gromadzę w sobie złośliwość, przepraszam mamo...
nie okazuję szacunku, poniżam ludzi,
stracę się kiedyś swoją życiową piękną traumą
wyschnę jak poranna herbata się ostudzi
gromadzę w sobie złośliwość, przepraszam mamo...
ze mnie zoil, gorszy starych zbutwiałych tetryków
brzydzę się rasy sapaczy, bo - ja - oni to całkiem to samo...
zapadłbym chętnie w snu brata, ale zuchwale bez krzyku
gromadzę w sobie złośliwość, przepraszam mamo...
zawsze chciałaś żebym był życiowym szczęściarzem
podkładałaś gołą dłoń pod mą dupę osraną
odpłacam troski skrajną głupotą i zuchwalstwem
gromadzę w sobie złośliwość, przepraszam mamo...
uśmierciłbym poł istnień w imię własnej miłości
ale i te dążenia jak wszystko inne we mnie wyblakną
na życzenie nieszczęśliwy z natury skłonności
gromadzę w sobie złośliwość, przepraszam mamo...
Gniezno, 5.10.2005
Borkoś
|