Słów mych smak...

Od rana do wieczora,
tylko krzyk i krzyk,
to normalna pora,
abym znowu znikł...

Potrzebuję ciszy,
tutaj jej nie znajdę,
żyje tu jak w dziczy,
powiem coś nim padnę...

Już się nie cieszę,
nie mam z czego,
walka na miecze,
nie chce niczego...

Burza wisi w powietrzu,
znam na pamięć to uczucie,
tak łatwo jest zepsuć,
potem już tylko stróża kłucie...

Wszystko jest pozorem,
a ja?
byle tylko z dnia na dzień,
malowane błękitnym kolorem,
każdy z nas to kogoś cień...

Jak te dni uciekają,
większości nie chce znać,
ludzie jak psy szczekają,
więc mogę im je dać...

Czasami mam chęci,
rozpiera mnie ochota,
znajdzie się jednak ktoś kto dręczy
i drze na mnie kota...

Znów ugryzłem się w język,
lecz to żaden znak,
mój cień znów klęczy,
poczuł słów mych smak...

Posprzątam te myśli,
wyrzucę do kosza,
z całej siły mnie ugryźli
i mam to nadal w oczach...

Mój własny domek dla lalek...


Marpouk

Średnia ocena: - Kategoria: Życie Data dodania 2007-09-14 07:07
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Marpouk > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się