KAPŁAN ORFEUSZA
KAPŁAN ORFEUSZA
Światłość na horyzoncie dna, w otchłani wielu.
Dziękczynna troska na naparstku drży, niczym nie obłąkana.
Staje na krawędzi dnia w czerni gwiazd w nocy szeptu blask.
Zatrącać się grzech śmiertelny! Odchodzić?
Niemocą przejedzony czy okruchem życia ...
Nadchodzi nowy poranek, szkarłatne szepty krzyczą.
Upadł liść i zatrzepotał ...odleciał – Widział to znów.
W rzeźnikach sumień pozbawionych próbujesz widzieć jedna z Boskich cnót.
Katharsis zardzewiale niebo opada .
Błękit błękitów przeszył jaźń i dławi z rozkoszą.
A sekundy wracają w brzasku echa liry.
Gdzieś ktoś oddycha mgłą, gdzieś płoną kryształy.
Przekracza granice dźwięku, znika, powraca z za kurtyny pokutnej. Optymalizacja doskonała,
w skale draży, w niebie tonie.
Nie odchodź nie przemijaj, bądź cierniem w oku bądź grozą przeznaczenia bądź odmętem piękną w dobie apokalypsis w grocie duszy geocentrycznej, drgnieniu powieki.
Bądź...
Pod wpływem natchnienia ulotnego
Hubert
|