Pani
Przyszła raz pani do swego domu
Jak zawsze żalić się nie ma komu
Jednak niestraszna jest jej samotność
Bo wierzy w złej chwili nagłą ulotność.
Siada w fotelu popija herbatę
I czeka na losu należną wypłatę.
Mijają godziny dni i tygodnie
Pani z czekaniem już niewygodnie
Patrzy na zegar godzina już późna
Nić cierpliwości robi się luźna
Spogląda za okno nieco nerwowo
Chciałaby życie zacząć na nowo
Lecz drugiej szansy Bóg dać nie może
Zwłaszcza, że prosi jak zwykle w złej porze.
Traci nadzieje na słońce po burzy
Przynosi sznurek wcale nieduży
Dał Pan zdolności jej manualne
By mogła tworzyć kształty owalne
Pętelka wyszła wręcz doskonała
Pani się nawet łzami zalała
Stawia krzesełko pod zgrabne nóżki
Pomóc tu mogą tylko dobre wróżki
Lecz wróżek nie ma, są fantastyczne
Bezsilność i kruchość – realistyczne
Na tym kontraście świat się opiera
Że albo się żyje albo umiera.
Kaszmirowa
|