mój własny krzyż
byłem w nicości aniołem
piękne duże skrzydła
twarz wesoła
tkwiła we mnie dobroć do czasu
lecz zbłądziłem
wygnali mnie z raju
odcięli skrzydła
bym gorzej się poczuł
kazali skoczyć na bungee
tylko bez liny
za swoje życie
przykuli mnie do krzyża
codziennie go dźwigam
płacze
lecz z zewnątrz jestem twardy
nic mnie nie złamie
ale gdy nastaje noc
muszę wsadzić trzon drewniany
w mały wykopany dół
by zawisnąć
z mych dłoni i stóp krew się leje
by gdy nastanie dzień
znowu wyjąć go
i dalej iść przez świat
pytam się losu
czy jestem,aż taki zły
że muszę
każdego dnia walczyć
by żyć
4.06.2010
boogie
|