Rzeczywista fikcja


Piękny letni dzień południową porą wdzierał się do kuchni przez otwarte okno, wyciągając z niej intensywny i apetyczny zapach przyrządzanych potraw. Aniaaa gotowała obiad dla swojej rodziny, która całą swą mnogą liczebnością powędrowała do kościoła na sumę. Aniaaa była już na mszy wczesnym rankiem, który oczarował ją ożywiającą świeżością i wolnobieżnym przebudzaniem do życia wszelkich namacalnych dowodów boskości naszego Stwórcy. Klarowny już rosół leniwie bulgotał na minimalnym gazie, a żółciutkie kartofelki oczekiwały z niecierpliwością na koperkowy deszczyk. Aniaaa pilnowała by kotlety nie przysmażyły się zbytnio, jednocześnie rozmyślając o życiu i jego przyjemnych aspektach. Była pogrążona w zadumie do stopnia, który zmieniał częstotliwość jej fal mózgowych na stadium alfa, zmniejszając tym samym dostęp do jej umysłu informacji z zewnątrz. Nie mogła więc zauważyć, że na zewnątrz jej domu dwa podwórkowe psy zaczęły nagle zaciekle ujadać, by po kilku sekundach ucichnąć gwałtownie.
Nie zauważyła czy też zignorowała? Wszystko jedno było komuś kto właśnie wtargnął na jej domowe podwórko. Tajemniczy Ktoś schował chloroform w spray'u do pasa z wieloma sakiewkami, a następnie śpiące kundle za ścianą starej szopy. Poszedł w kierunku drzwi, pociągnął za klamkę i szczęk zamka otworzył mu wejście do sieni. Za następnymi drzwiami czekał go korytarz przedpokoju, który zaprowadził go do pomieszczenia emanującego zapachem mięsa, warzyw oraz przypraw.
Niespodziewane skrzypnięcie podłogi u wejścia do kuchni sprowadziło ją na ziemię lotem pikującego sokoła, zmuszając do maksymalnego skrętu szyi i wytrzeszczu oczu w kierunku dosłyszanego dźwięku. Zobaczyła kogoś ubranego na czarno, opasanego skórzanym pasem z wieloma sakiewkami i ukrywającego rysy swojej twarzy pod przykryciem czarnej pończochy założonej na głowę.
- Boże! - krzyknęła podświadomie, powodowana paraliżującym strachem i bez namysłu ani zbędnych pytań rzuciła w intruza leżącym w umywalce brudnym kuchennym nożem. Brak praktyki w sztuce walki bronią białą sprawił, że nóż uderzył trzonkiem, ale chyba opiekuńczy Bóg ją usłyszał bo trafiła w oko. Tajemniczy Ktoś jęknął panicznie nie wiedząc jeszcze, którym końcem noża oberwał ale szybko się otrząsnął i popędził za swoim celem oddalającym się pospiesznie po zwinnym skoku przez otwarte okno. Napastnik wyciągnął w biegu z jednej z sakiewek swojego pasa dmuchawkę, błyskawicznie przykładając ją do ust. Ciche ''tff'' wyrzuciło z niewielkiej rurki igłę z malutkim pojemniczkiem wypełnionym usypiającym środkiem. Strzał dosięgnął celu ale nie zamierzonego - jedyny kogut tego gospodarstwa zasnął snem sprawiedliwych. Aniaaa zdążyła się zabarykadować w wychodku, obierając za punkt obserwacyjny wycięte tuż nad drzwiami serduszko. Tajemniczy Ktoś najwyraźniej zrezygnował z oblężenia podminowanej szalety, nie chcąc ryzykować eksplozji toksycznej woni. Aniaaa odetchnęła z ulgą przez chusteczkę higieniczną gdy stwierdziła jednogłośnie, że nareszcie ponownie jest sama.

Mimisiakxd wraz ze swym chłopakiem charatali w gałę najlepiej ze wszystkich obecnych na boisku. Bajeczne umiejętności techniczne Mimi wspierane dynamicznością i siłą strzału jej partnera stanowiły o ich niepowstrzymanej sile. Na domiar złego dla ich przeciwników, byli zgrani jak życie i śmierć, Ziemia i księżyc czy Flip i Flap. W każdej ich zagrywce dało się zauważyć szczyptę finezji, garść zaciętości, kieszeń radości z gry i plecak miłości do siebie nawzajem oraz piłki nożnej oczywiście. Tajemniczy Ktoś patrzył na nich z widowni z miną Franciszka Smudy zdobywającego Mistrzostwo Europy z reprezentacją Polski.
- Zakochani... - pomyślał uśmiechając się mimowolnie, po czym odwrócił się na pięcie i podążył w kierunku następnego celu.

W jednej ze śląskich wiosek, na ogrodzonym podwórku, późnym wieczorem pewna bardzo młoda dziewczyna zasówała zacinający się suwak poły inamiotowej. Czynność tą dodatkowo utrudniał jej uporczywie wpychający się w niezasuniętą jeszcze lukę pyszczek owczarka niemieckiego.
- Sara do budy! Mówiłam ci już, że nie możesz tu ze mną spać. - łagodnym tonem perswadowała dziewczyna.
- Hau! - Sara nie dawała za wygraną ale pomimo tego ostatecznie zmuszona była ulec.
Wokół panowała iście letnia atmosfera: bezchmurne niebo ukazywało swe sklepienie niepoliczalną rozsypką gwiazd, urozmaicaną tu i ówdzie przebłyskami spadających meteorytów. Nieopodal za drewnianym płotem, w krzakach, od strony mrocznego lasu cykały świerszcze. To była piękna letnia noc, jedna z tych wywołujących nostalgiczne marzenia o dalekich podróżach do egzotycznych zakątków szeroko pojętego świata. Panował niezmącony spokój raz po raz przerywany pohukiwaniem sowy lub łopotem skrzydeł nietoperza uganiającego się za chrabąszczami.
Wikusia6262 zbudziła się około północy z koszmarnego snu. Księżyc w pełni rzucał trupioblade światło na cienkie i lekko pomarszczone ścianki materiałowego pomieszczenia. Ogarnął ją dziwny niepokój, tym dziwniejszy że nie pojawiał się nigdy wcześniej, nawet wtedy gdy nocą buszowała sama po okolicznej kniei.
- Sara... - powiedziała niepewnie i równie niepewnie zagwizdała dwutonowo po dwakroć. Nic. Żadnego poruszenia w budzie ani dźwięku uniesionego wraz z obrożą łańcucha. Zupełnie nic, cisza.
Postanowiła się rozejżeć, podniosła więc głowę z zamiarem podniesienia reszty tułowia ale gdy już podrywała plecy z materaca zobaczyła cień. Leżał na ściankach namiotu jak przyklejony - płaski i rozciągnięty groteskowo. Ujżała cień człowieka. Wydała z siebie nagłe ''hyyy'', z tym że na głebokim wdechu, a dźwięk ten niczym magiczne zaklęcie zamienił stabilny obraz cienia na przyspieszoną animację, która z każdym kolejnym ruchem stawała się coraz większa. Adrenalina w jej żyłach zabroniła jej myśleć, a nakazała działanie bez zwłoki. Wikusia nie wpadła jednak w panikę i podczas gdy Tajemniczy Ktoś zaczął nerwowo szarpać za wejściowe poły namiotu ona jednym ruchem odsunęła tylne wyjście, wypadając z niego na czworaka.
Za nią był ktoś kto przedzierał się właśnie przez namiot by się do niej dostać. Przed nią była znana jej polna droga wiodąca ku leśnym gąszczom zapewniającym ukrycie.
Kciukiem, palcem wskazującym i serdecznym u obu dłoni wczepiła się w trawiastą glebę. Lewą nogę zgięła podstawiając sobie kolano pod klatkę piersiową, drugą nogę wyprostowała znajdując w ziemi punkt zaczepienia naprężoną stopą. Uniosła lekko głowę zapalając w oczach ogień walki podniecany rytmicznymi uderzeniami bębna sercowego. Lekkie muśnięcie pleców stało się impulsem wprawiającym jej ciało w reakcję z prędkością pocisku wystrzelonego z pistoletu. Wszystkie mięśnie napięły się automatycznie, jednocześnie odbijając ją od miejsca startu jak piłkę tenisową od rakiety. Wzmagająca się prędkość zaszumiała w uszach powietrzem przecinanym jej nienaganną aerodynamiczną postawą. Włosy na głowie wzburzyły się niczym wody morza Sargassowego w trakcie sztormu. Szarpnęła z całej siły prawym ramieniem do przodu a lewym do tyłu, lewą nogą do przodu a prawą wstecz i zaczęła zapamiętale powtarzać ten mechaniczny układ ruchów naprzemiennie wymachując przeciwstawnymi kończynami. Doskonała technika i równomierny oddech nadały jej lekkość wiatru powodowanego różnicami ciśnień atmosferycznych.
Biegła... Nieee... Ona leciała tuż nad ziemią.
Tajemniczy Ktoś stał w miejscu niby wryty w ziemię patrząc bezwiednie w stronę niedoścignionego obiektu, szybko zamieniającego się w odległy punkcik niknący w nieprzeniknionym mroku nocy.

Friii siorbnęła łapczywie łyk gorącej kawy. Zirytowana wypluła kilka malutkich drobinek - nigdy nie mogła się doczekać końca parzenia wywaru. Zapaliła papierosa w salonie, czego nie zwykła była robić ale tego dnia wszelkie reguły miała gdzieś. Była dojżałą kobietą i nie musiała się nikogo pytać o pozwolenie. Miała 31 lat. Mogła wszystko.
Sięgneła odruchowo po telefon klikając w ikonę przedstawiającą trzymające się za ręce ludziki rodem z emblematów widniejących na publicznych toaletach. Standardowo przejrzała forum oraz keymail po czym weszła na ogólniaka w polskojęzycznym pokoju. Zgasiła papierosa w szklanej popielniczce, podgłosiła radio słysząc ulubiony kawałek i wzieła się do niełatwej acz przyjemnej pracy. Jej mąż miał wrócić dopiero wieczorem dnia następnego, tak też nie spodziewała się gości. Tym nie mniej była zdziwiona kiedy rozległo się donośne pukanie do drzwi wejściowych. Do friii niekiedy zaglądali znajomi oczekując widoków na zorganizowanie imprezy, dla tego też nie podejrzewała, że zamknięte na cztery spusty drzwi dzieliły ją od niebezpieczeństwa.
Na prędce poprawiła fryzurę przed lustrem upewniając się przy tym, że jej wizerunek zgodny jest z wzorcową wizją stylistyczną, po czym podeszła do drzwi fabrycznie pozbawionych wizjera i otworzyła...
- Ha ha ha! A ty co? Z choinki się urwałeś? -wypaliła mu prosto w zapończochowaną gębę. Nie odpowiedział słowami. Rzucił się na nią jak drapieżnik na swoją ofiarę wpychając do wnętrza budynku. Z impetem wpadli do kuchni lądując na stole. Trzymał jej ręce w przegubach dłoni na blacie, spoglądając zza pończochy w jej rozżarzone źrenice. Zwiodła go ''na piękne oczy'' aż się zagapił i odepchnięty nogami zatrzymał się na kafelkowanej ścianie. Dopadła go w przeciągu sekundy chwytając za gardło z taką siłą, że aż pokazał jej język. Chwycił ją w talii ponad biodrami, przyciągnął do siebie skracając dystans. Objął ją jak w tańcu tuż za plecami, a ona jego za karkiem, zginając nieco łokcie. Pomimo, iż była dobrą tancerką nadepnęła mu na stopę z radością nasłuchując chrupnięcia miażdżonych kości. Teraz to ona prowadziła. Wygięty paroksyzmem bólu przewrócił ich oboje na podłogę, starając się jednocześnie być górą w formacji pozycyjnej. Ściśnięci do granic możliwości zaczerpnięcia oddechu, który mogli teraz czerpać od siebie nawzajem, stykali się niemal każdym calem ciała, pośród sugestywnych, urywanych sapnięć obojga.
W radiu leciała właśnie popularna wtedy piosenka:
''Tak blisko, tak blisko jak ja... Nie był ciebie nikt tak blisko... Jak jaaaaAAAA!
- aaaaAAAA! - krzyknął Tajemniczy Ktoś łapiąc się za krocze.
- aaaaAAAA! - krzyknęła friii chwytając się kurczowo za kolano. Nie spodziewała się, że ją też zaboli.
Tajemniczy Ktoś nie mógł dłużej trwać w tej szamotaninie, jego szanse malały z każdą chwilą. Nie spodziewał się takiego oporu. Nie pozostało mu nic innego jak pospiesznie się oddalić zanim przeciwniczka na nowo zmobilizuje siły. Tym razem nie zdążył. Friii wymierzyła mu klaskacza-usypiacza, a ostrość jej paznokci sprawiła, że poszło mu oczko w nakryciu głowy. Idąc za ciosem szykowała się do następnego lecz w chwili gdy już miała wyprowadzić niszczycielski prawy prosty nieoczekiwanie zakołowało jej się w głowie.
Teraz albo nigdy - pomyślał Tajemniczy Ktoś i dał nogę podskakując na jedynej sprawnej.

Szept po raz pierwszy od kilku minut na powrót zogniskował wzrok wydostając swoją świadomość z bezdennego zamyślenia. Cała ta historia, mimo iż pozbawiona fabularnego sensu poniekąd przypadła mu do wybrednego gustu. Biorąc przykład z Talki popuścił wodze swojej wyobraźni i zaczął pisać pierwsze opowiadanie w swoim życiu.




wortis

Średnia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2012-07-18 13:50
Komentarz autora: Nie jest to wiersz lecz opowiadanie. Wstawiłem je tutaj z przyczyn technicznych, gdyż w miejscu, w którym chciałem je zamieścić zabrakło miejsca :p
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna wortis wiersze >
wortis | 2012-07-18 19:31 |
Opowiadanie Izabelo.
Izabela | 2012-07-18 18:34 |
przepraszam, co to jest?
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się