Miłosna promenada
O zmierzchu siadam na dużym, ciężkim, szarym kamieniu
Tkwiącym jak wyspa w wodzie
Muskające go fale słodko szepczą w zapachu morza
Moje oczy ze wzruszeniem, ale też spokojem spoczywają na odległym brzegu
Na kolorowych światłach przeplatających się z przyjaznym gwarem
Na niosącej zakochanych, szerokiej, kolorowej promenadzie
Tamtędy przechadzają się teraz pary, wspólnie wybierają restaurację, na zewnątrz stolik
W czułych objęciach po razem spędzonym leniwym popołudniu darzą się tajemniczymi uśmiechami
Panuje zadowolenie na opalonych twarzach, pochylonych nad kolacją przy świecach i winie
Już zapadł zmrok, z oddali dobiega muzyka
Z przepełnionymi radością sercami, syci, zaczynają się bawić
Cicho wschodzi i jak na swoje nieco hałaśliwe dzieci, pobłażliwie, z dobrze ukrytym smutkiem znów patrzy księżyc
|