nieloty
przez łąkę biegli ze śpiewem
park ławki z uściskami
uwodził las tajemnicą
kwitnącej paproci
dalecy na odległość oddechu
bliscy na dotyk bioder
uskrzydlały się marzenia
w firmamencie
jesienią rozdzieliła ich rzeka
niebo utonęło w bezkresie słów
echo woła po fali idą bezsilni
nie potrafią już nawet płynąć
z prądem przyzwyczajeń
topor
|