Miłość w czasach neurozy
Zawsze samotnie spędzał wieczory
A już przy skroni nitkę miał białą
Los jednak uznał że jest gotowy
Raz poznał pannę piękną i śmiałą
On sam cichutki trochę jak trusia
Bez nonszalancji szarmanckich gestów
Zebrał odwagę do pani ruszył
Ze stróżką potu płynącą z pleców
Pani dostrzegła waćpana ruchy
Całkiem niebrzydki przyznać musiała
Skradła spojrzenie śmiałości kruchej
I już spokojnie na pana czekała
Nagle on stanął jakby zastygły
Poczuł niepokój dobrze mu znany
Jego problemy miały przyczyny
Bał się okropnie że puści gazy
I na panewce spalone chęci
Szlachetnych myśli sztandar w odwrocie
Zesztywniał jakby srał na gałęzi
I drobnym krokiem ku wyjściu kroczył
Zaintrygował panią tym gestem
Nikt w taki sposób jej nie dał kosza
Złapała pana lekko przed wyjściem
Wtem zagrał werbel lecz nie dobosza
Pan spłonął wstydu czerwoną zgrozą
Wiele by dał by zapaść się w ziemię
Lecz bąki też były pani neurozą
Zawtórowała mu własnym werblem
Jakże scaliło miłością serca
Bo trzeba wiedzieć rzecz ważną bardzo
Nikt się nie wiąże z uniesień przeca
Lecz szuka odprężeń w czym inni gardzą
pawlikov_hoff
|