System zagrożenia myśli ściśle prywatnych
Od kłamstwa zaczęła się nasza znajomość i na kłamstwie się zakończyła,
Że pojawiłem się w miejscu najbardziej mrocznym
Z możliwych. Tam mnie znalazłaś i tam pozostawiłaś samego
W pełnej krasie. Aż wszystkie demony uciekły
Poza krawędź postrzegania zmysłowego. Wtedy, pierwszy raz,
Drżałaś, a mrok usuwał się bezszelestnie w takt naszych tchnień,
Że się ręce same zrywały do braw.
Nie pamiętam już nawet jak miałaś na imię. Raczej nie chcę pamiętać.
Zresztą nigdy nie miałem do tego zapamiętywania głowy.
Przypominała mi się jedynie ciemność złowroga,
Która pochłaniała wszelkie uczucia i zdolności
Mogące ją przezwyciężyć. Na wszystkich bogów ludzkości!
Bezgłośnie krzyczałem w takt serc w siebie wtulonych.
Aż ręce się same zrywały do braw.
Swojego imienia zresztą też nie pamiętam. Jak mógłbym,
Skoro było ich tak wiele. Jak masek pośmiertnych
W grobowcach faraonów: pięknych i całych ze złota -
Kiedyś ukrytych przed wzrokiem niepowołanych, a teraz
Wystawionych na widok publiczny, gdzie każdy może
Z nich drwić. Gdzie wśród zachwytów zbyt wielu
Ręce się same zrywają do braw.
Byłem w mrocznym miejscu. Takim, w najbardziej z możliwych.
Ty - wskazywałaś niekiedy drogę, a cienie minionych dni
Uciekały w niebyt złowrogi, poza krawędź postrzegania zmysłowego.
Twoje drżenia i jęki oświetlały marzenia w takt tchnień
Ciał splecionych w nierozerwalnym uścisku.
Aż się ręce same zrywały do braw.
p_s
|