Miłość
Nie chciałem, by miłość weszła mi w żyły
Nie chciałem, by była rozstaniem
Lecz miłość podstępna swą czarę wypiła
I przyszła z nowym rozdaniem
Cywilizacji stalowej nadeszła godzina
Na kondygnacjach zbrojenia
Każdy pijak i każda rodzina
Gustuje w udogodnieniach
Uczucie ukłuło mnie jak owad
Jak żyła się wbiło w me ramię
Daremnie mi z nim dyskutować
Daremne moje gadanie
Daremne moje gadanie
Nie schowam się przed twym wzrokiem
To nie jest miłość, to pożądanie
Zmieniało istnienia wyrokiem
Mojej wędrówki nie widać końca
Szczęśliwość się miesza ze strachem
Pragnienie prowadzi mnie w stronę słońca
Które się schowa za dachem
Kąpiącą na dachu ją dziś widziałem
Zabiję jej sługę, małżonka
Bóg dał mi łaskę, resztę zabrałem
Ta rzeź jest moją służącą
Jej doskonałość w nocy poznaną
Zabiorę ze sobą do grobu
Jak Dawid chcę z nią być pochowany
Odejdę z następną dobą
Czas zatrzymany, czas oddalony
W mej korporacji jak złoto
Do jego blasku zleciały komary
Jego siła oblazła jak błoto
Mojej wędrówki nie widać końca
Szczęśliwość się miesza ze strachem
Pragnienie prowadzi mnie w stronę słońca
Które się schowa za dachem
LC
|