Żelazo
Rozżarzone żelazo do ręki mi dajcie
i butelkę spirytusu wręczcie
bym mógł wypalić
Zgorzel samotności
ducha
niszczącą mnie od środka
Znieczulenia i bólu
nie zabraknie mi
tam gdzie pójdę
Zapomnienia szukając
tam gdzie nikt nie ma
szans na przetrwanie
Zbyt długo łudziłem się
że może ktoś spojrzy
łaskawym okiem
Na moje słowa
próżno zaklinające
szarą rzeczywistości granicę
Uśmiech mój
niczym brudnego żebraka błaganie
nie przyniósł mi nic
Poza zniechęceniem
do samego siebie
i erozją nadziei
Widocznie jestem
niczym ziarnko piasku
niewygodne w bucie
Podobne do innych
w swojej bezbarwności
składające się na obraz
Pięknej plaży
po której beztrosko biegają
piękne towarzyszki Wenus
Nieświadome istnienia
numerów dwa
na tle których piękniej
Błyszczą one i ich
wybrankowie.
Wspaniali liderzy
Pełni błyskotliwych
pomysłów na jutro.
Więc wracam do ognia
zazdrości i żaru
wściekłości.
By wypalić chorobę
zwaną duszą
i odnaleźć spokój.
W zimnym okrucieństwie
braku uczuć.
Cichy_pan
|