Życie na życia skraju

Kiedy źrenice moje się zamknęły
W bólu i ekstazie zarazem
Poczułem słabość i ulgę

Odrętwiałe kończyny osłabły
Krople potu zaczęły wysychać
Sens życia wtedy odnalazłem

Na sercu zacisnął się płomień
Zaczerpnął resztki powietrza
Opadła ma głowa w milczeniu

Płacz słychać było jak echo
doganiał mnie,poniewierał
Cucił to znowu zamierał

Łoskot i wrzawa ,pioruny
Jęki i lament strwożonych
Wszystko to biegło za mną

O ludu mój uciemiężony

Złożono me ciało do grobu
Przykryto matczynym całunem
Co wiło się w grobie,wypełzło

Zostałem sam na pustkowiu

Lecz oto otwieram źrenice
Bólu już prawie nie czuję
Do członków mych wraca życie

Rozchylam całun powoli
A płuca się rozdymają
Pomału wraca świadomość

Wciąż żyję na życia skraju.

Niebawem wrócę do Ciebie
Bo misję swą zakończyłem
Wysłałeś mnie Ojcze na Ziemię
Proroctwo się wypełniło.

J.B 2 wrzesień 2015 godz.12.00


Lorena

Średnia ocena: - Kategoria: Inne Data dodania 2015-09-02 12:08
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Lorena > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się