Siwa łąka
często zatrzymuję się na momencik
patrzę bezmyślnie w jakiś punkt zwykły
odcinam się, chwilę jakby umieram
drżę, jest mi cieplej i trochę się boję,
to droga jaką częstuję mnie mój los
zwątpiłem, w sens, w całą istotę
uciekać muszę do nikąd, w nicość
jednynie Tam jestem taki bezpieczny,
nie nadaję się, bo za bardzo kocham
w krainie, mojej jestem kochany
zastygam jeszcze bardziej i silniej drżę
nic nie słyszę, tylko śpiew małych ptaszków
delikatnie się usmiecham do siebie
jak głaz, na otoczenie nic nie zwracam
marzeniem słodko splątany i się smieję
bo ptaki przestały nucić, jest cisza
widzę, tylko wyjaśniały już punkcik
od przyćmionych oczu, błysk pada szklany
gęste zboże, tli się, zgrabnie faluje,
Siwa łąka, łzami obraz zalany...
został tylko czas, nieustanny, zimny...
jestem w próżni zewsząd opuszczony
jeśli gdzieś kiedyś to przeczytasz, pomyśl
o mnie chwilę bardzo, bardzo Cię proszę
Twoja myśl przeniknie duszę spłakaną
może będę, już w grobie głeboko
po prostu przypomnij sobie jednego,
który w Tobie, umarł, rozkochany
ptaki znowu zaczęły pięknie nucić...
Borkoś
|