nie bo spłonę
patrzę w niebo i nie bo nie bo spłonę
zakazano mi iść w twoją stronę
ciągle mówię zagryzam zęby mrużę oczy
tak jestem spięty
nie wiele wiem w nowe ręce wkładam
ruchem swobodnym dotykam (muskam) to dziwactwo
przeciągam chwilę
gaszę po czy znów zapalam światło
na ugiętych nogach
bez szpar luzów przylegam
nie daję wiary
chodź też się nie wyrzekam
uwyraźniam bliskim i oczom swym nie wierzę
w odbiciu stoję wzniosły lecz zupełnie nagi
olsza
|