Nadzieja
Szedłem drogą, tępo patrząc
Jak się zbliża brama piekieł
Przerażony świadomością
Że nic w tym jeszcze nie zmieniam
Szedłem płacząc bezsilnością
Chociaż mogłem też się cofnąć
Szedłem dalej, coraz głębiej
W niej zahipnotyzowany
Otwarte rany, na nich sól
Pokuta za błędy życia
I droga pusta, bezkresna
Czarnym krajobrazem końca
Lecz zaraz, cóż to za promyk
Moje ostatnie światełko?
Zboczyłem z tego kursu
By zbadać we nowe zjawisko
Zaintrygowany znakiem
Ujrzałem piękną twarz anioła
Lecz hipnoza była mocna
Długo trwał mój trans nieszczęścia
W czarne serce, pełne smutku
Wkradło się ciepełko dziwne
Nowe doznanie poza trasÄ…
I już cały czas w mojej głowie
Nagła fala, jak tsunami
W tę noc rozbłysków na niebie
Dała zrozumienie sensu
Nową drogę pokazała
Jeśli nie rozumiesz tych słów
To już Śpieszę z tłumaczeniem
Poznałem miłość prawdziwą
I niech się nigdy nie kończy
Baniak_Słów
|