X
Wieczór
przychodzi
jak niespieszny wędrowiec
zakrywając moje
oczy całunem
i opada na twarz
cicha
bezgwiezdna noc
do mych ust
na szarej dłoni podaje
głodne majaki
wyciągnięte
z kieszeni
na piersiach tam
gdzie świat
rozpędza się
w spiralę
trzydziestu miliardów
lat światła
bezwiednie
wciągam ten szron
głęboko do płuc
dreszczem odchylając głowę
kolory pulsują
niczym trzęsący się
od szalonego
śmiechu
goły brzuch
grubej wiolonczelistki
a moje zmarznięte
myśli
wgryzają się
głęboko
i zasypiając
powoli spływam
z siebie na podłogę
tworząc niespiesznie
rzekę siebie.
PiaskowyDziadeq
|