podarty wianek

Męczyła mnie.
To był czysty obłęd, musiałam ją
zabić.
Najpierw po cichu, delikatnie
przystawiałam ostrze do jej
nieskazitelnie białej szyi.
Krzyczała; nawet kiedy
dusiłam ją, wokół rozbrzmiewał
smutny krzyk - prośba o
jeden oddech.
W końcu poszła na dno.
Nie wypłynęła.
Może nie miała już siły, a może to
ciężkie kamienie zamiast oczu.
Umarła w ciszy.
Moja niewinność.


po zachodzie slonca

Średnia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2006-12-06 17:08
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < po zachodzie slonca > wiersze >
Ewawlkp | 2006-12-06 17:19 |
Piszesz ciekawie a nostalgia w moim wierszu jest jesienna nie koniecznie musi być za ojczyznš
karolla alien | 2006-12-06 17:16 |
super piszesz...brawo!
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się