[Spotkanie spojrzeń]
Ulicą skąpaną w deszczu,
drogą wiodącą gdzieś,
gdzieś między smutnymi blokami
idę… idę i moknę…
Zasłuchana w melodię
roztrzaskujących się o chodnik kropli
patrzę na świat,
ślepo spoglądam na szare domy…
widzę tam utkwione w oknach twarze…
na ulicach pustka…
miasto zdaje się martwe…
*
Idę zmoknięta…
zmarznięta idę..
nagle na mej drodze spotykam człowieka…
w rozmytym odbiciu kałuży
napotykam jego spojrzenie bez blasku…
nagle błękitna toń jego żrenic
wyłania się spod kaptura…
świat zatrzymał się…
krople deszczu zamarły w bezruchu…
- spotkanie spojrzeń –
*
popatrzył...
i poszedł w swoją stronę…
odszedł bez słowa, bez gestu…
zabrał spojrzenie,
nasunął kaptur na głowę...
i odszedł...
depcząc łzy…
marczusza
|