Opowieść o wierzbie....
Poszłam do wierzbowego ogrodu,
gdzie mam miejsce ulubione.
Usłyszałam cichy płacz rozejrzałam się,
Któż to łka?
Ciężka łza spadła na ramie z poranionej wierzby,
przysiadłam pod nią i czule zapytałam;
wierzbinko któż poranił twą duszę że tak szlochasz?
Zaszumiała rozpaczliwie; ludzie moja droga,
poranili serce, połamali straszliwie nie mam sił,
by dalej żyć, czuję że konam...
Objęłam Wierzbę delikatnie a ona wyszumiała;
RATUJ !Póżniej skonała.
Zaszlochałam nad drzewem kochanym,
gładząc gałęzie które w upały chodziły me lica...
Ech Wierzbino szeptałam.
Wracałam nie raz pod suchy pień,
broniłam by nie wyrwali ludzie korzeni.
Minął miesiąc, drugi,
aż ze zdumieniem dziś ujrzałam młodziutką gałąż
z boku uschłej wierzbiny,
która cicho zaszumiała;
Miłością swą nadzieję w nowe życie mi dałaś...
Mariolce,Kari,Reni i wszystkim moim przyjaciołom dedykuję...
Ewawlkp
|