Bez woli
już bezwolnie
bez krztyny oporu
obojętnie
płynę z prądem
sino-mętnej wody
spowitej mgłą
przez którą nie widać nadziei…
opadły z sił
których choć cień
wskrzesiłby we mnie
odrobinę chęci
na przynajmniej
jako takie machanie rękoma…
pochłaniam się
i staję
jednolitą istotą beztrwania
przemielony
przez wiry bezpostaciowości
ku zatraceniom
unicestwieniu samego siebie
jedyna droga
w nieprzytomności osamotnienia
w boju
Adnotacje
|