O dwóch obliczach
kto jej się oprze kto nabierze łatwo
z pozorów prawdy tkana sieć
choć skrywa w sobie jak w złoconej ramie
cynicznych taktyk obnażony akt
w tym cyklu grania z ofiarami swymi
grzechoce w ciszy jad i fałsz
to wchodzi ona, ona grę zaczyna
plugawość myśli słychać w tle…
gdy mówi ona, on ulega czarom
upaja miodem sztucznym w smaku
gdy mówi ona, on przymyka oczy
podstępność czarna pozłacana,
za szybą lustra zrzuca maskę z twarzy
otwiera piekła drzwi w spojrzeniu
i nie jest tą już ani trochę
w szyderstwie mruży kocie oczy
swą słodycz miesza z diablim śmiechem
odkrywa ogon swej kibici osiej
wręcz nim oplata dusi go jak sznurem
konopnym miękkim niby zamsz
w wzroku przepastnym świat zatapia czule
pogardy pełne jej drapieżne dłonie
ściskają w palcach jego każde słowo
bełkocząc nie wiem sam, że tonie…
szemrane zło syczące z jej gardzieli
nieszczęśnik tłucze głową w ścianę
bezsilnie ręce oraz głowę zwiesza
jak dzień zatraca się w jej nocy
już usidlony z sił opada płacząc,
płacąc za nieuczciwość obcą -
gdy czyjeś serce wpadnie w jej zajadłe szpony
staje i zmienia się w popiołu garstkę…
Adnotacje
|