Piekło
Otworzyłem swe zamglone oczy.
Myśl mą przeszywała pustka.
Stałem nigdzie!
W próżni,
W miejscu o nieskoordynowanym położeniu.
Lekki powiew pustej przestrzeni,
omiatał mą twarz.
Dookoła była pustynia stepów,
Bladych i martwych.
W powietrzu,
Unosił się zapach siarki i ognia.
Wszędzie leżał lód tak czysty jak lustro,
Gdy się w niego patrzyłem,
Ujrzałem zakapturzoną postać,
O trupio bladej cerze i czerwonych źrenicach.
Po policzkach pełzł szkarłat krwi.
W powietrzu słychać było przytłumione szepty,
Jakby tysiąca innych ofiar.
Jednak stojąc po środku tej lodowej równiny,
O dwóch równoległych czarnych rzekach,
Stałem sam,
Zadumany w sobie,
Nie mogący sobie nic przypomnieć,
Nic nie czujący poza samotnością…
Pein
|