Kaprysy natury
W sercu natury tlą się zachcianki.
Szczególnie różnobarwne jej ścianki
Umierają z miłości do niego.
Czyli promyka życiodajnego,
By z całą gracją, kunsztem w rozkwicie,
Ukazać się malowniczej świcie.
To znowu w zamaszystym pokłonie
Wyznają: delikatnej osłonie
Brak mgiełki - z ażurowej kropelki.
Za przyczyną postój ich niewielki.
Ukaż oblicze kłębiaste z góry
Niech radują lico: syna, córy.
Czasem chęć nucenia swym szelestem,
Falowania, potańczenia z gestem
Prowokuje uśmiech w stronę nieba.
Przybądź wietrze - powiewu nam trzeba.
Muskający masaż nas rozrusza.
Błogość zazna otok i dusza.
Kaprysy natury jej ostoją
Stałej monotonności się boją:
Czy to promyk, czy kłębiasta chmara,
W dalszą bytność - utracona wiara.
By zadziwiać swą urodą stale,
Musi przechodzić przez różne szale.
tessa_stokrotka
|