Zmierzch
Czas,
A kiedyś przyjdzie ta chwila.
Nadejdzie godzina,
Jak zawsze.
Nieuniknione.
Nie chce!
Nie mogę!
Dlaczego i po co?
Setki pytań.
Retorycznych...
Bo nie uzyskam odpowiedzi...
Spotkanie twarzą w twarz,
Z lustra srebrzystą przestrzenią,
Które chłodną, przeszywającą strużką,
Ruszy w lodowatą przestrzeń żył,
Załamaną taflą nieszczęśliwą,
Pisząc wers w głąb duszy.
Za oknem ocean,
Maluje blady pejzaż na niebie.
Szarości zarys żalu duszy,
W lęku przed niezłotym nadejściem.
Pochylony nad przejrzystością kryształu szyby,
Składając pokłon syzyfowemu trudowi drzew,
Usilnie zatrzymującym głębię zieleni.
Jednak szarość niebłękitu wielką mocą,
Łamie silną wolę ich szlachetności.
Oglądam ten niewidok w tej niegodzinie,
Obraz załamany pryzmatem wieczności,
Której wieczny ogrom przytłacza zamyślone budynki.
Łamie on także moje serce,
I przez mrok duszy prowadzi w nostalgię.
Ukazując przejście prowadzące nigdzie.
Pein
|