Dzień, w którym nastąpił koniec.
Wtem głos jak uderzenie bębna,
Zaryczał niesiony echem nieskończonym.
Jak głusza ciemna i tępa,
Rozburzona przez wiatr niesiony z nieboskłonu.
Wicher zawrócił i skręcił się na kształt węża,
Runął w dół i rozsadził górę u posady.
Niczym wielka, zbudowana grzechem wieża,
Zatęchła, czarna i krucha od rozkładu.
Po ziemi rozbiegł się wrzask rozpaczy,
Ulatując w świata ciemniejącą rozpadlinę.
Każdy kto jeszcze ognia ciemności nie ujrzał - Ten zobaczy!
Każdy kto przez Jedynego stworzony, zamieni się w glinę.
Zbyt wiele nanieśliśmy złego,
Za dużo grzechu skosztowaliśmy.
Matka ziemia wyrywa wnętrzności z ciała swego,
Pozbywa się tego, czego my nie zniszczyliśmy.
Lód i ogień ścierają się wzajemnie,
Skuwają i spopielają lasy, miasta i morza.
Dążenia do pokoju i jedności są daremne,
Przez ciało i duszę przedziera się krwawa zorza.
Nie będzie w cierpieniu ukojenia,
Broń na tą pożogę się nie znajdzie.
Koniec wywołany z grzesznego brzemienia,
Pcha nas w ciemność coraz bardziej.
Bo nasz koniec będzie smutny!
Pein
|