Ostatni widok
Chciałem kiedyś, spadającą gwiazdę na ziemi odnaleść, więc długo szukałem, aż lej po niej w ziemi ujżałem i pióra tam były, których biel niebiańska była, lecz krwią niebieską splamiona.
Ślady wyraźne tam były, jak stopa na piasku odbita. Poszedłem, więc krwi kierunkiem, w góry, na szczyty mgliste. Na zboczu Cię ujżałem, leżącą na na trawie aksamitnej.
Piękno mnie uwiodło Twe i skrzydła anielskie, na todze Twej błękitne strużki z piersi płynące. Jak ranny jednorożec, piękno przed oczyma mymi. Podszedłem i pomóc Ci chciałem, lecz Ty ''nie'' do mnie rzekłaś i zostawić nakazałaś. Bym Cię objoł bo boisz się teraz być sama. Przysiadłem więc na skale i objołem Twe ciało krwią plamiąc się.
Siedzieliśmy tak w uścisku, głowa na mym ramieniu oparta. Ciało powoli życie traciło. Zachód słońca, Twój ostatni obraz widziany.
Dzień się chylił ku końcowi, słońce w połowie choryzontem zcięte, niebo czerwone. Tyś głowę uniosła i w me oczy spojrzała, pocałunkiem splotła Twe usta z moimi a w uszach Twe słowo ostanie, ''dziękuję'' brzmi dźwięcznie jak echo wśród gór.
Biel jaśniejąca świat ogarneła. Odeszłaś...
Rankiem na zboczu w sennym pomruku, już sam we krwi błękitnej zbruzgany, szatę Twą w rękach zaciskając, załkałem budząc się ze snu pięknego, a łzy na szatę opadły i z krwią się zmieszały.
Chrobry
|