Z a m e k
stałem na uboczu
przypatrując się bez słów
jak budowali swój zamek szczęścia
na początku niepewnie
z dystansem
lecz pełni zapału
i młodzieńczej werwy
fundament stanął solidny
wpatrzeni w siebie
pieścili młode uczucie
budując wysokie mury
czuli wzajemność
wsłuchani w swoje słowa
lecz niestety…
nadeszła burza złowroga
wichura niedomówień
deszcz łez
przezwyciężyli zło
bo pragnęli siebie nawzajem
budując swój zamek szczęścia
wstawili okna
przez które patrzyli
w głąb własnych dusz
postawili wysokie baszty
patrząc z nich w dal
aby nie utracić siebie z oczu
ich uczucie kwitło i dojrzewało
stałem na uboczu
radując się ich szczęściem
wybudowali okazały zamek
pałający życiem i miłością
jak ich serca młode
pełne uniesień i radości
czas dla nich nie istniał
żyli dla siebie
wtuleni jak w matczyne ramiona
lecz niestety…
szczęście jest jak chwila
ulotna i przemijająca
kolejna burza
zburzyła ich zamek
miłość nie wytrzymała
panującej słabości
wypadły okna
padły w gruzy baszty
fundament skruszył deszcz
a oni…?
spojrzeli na siebie bez słów
odchodząc
w dwie różne strony
stoję wpatrzony
na ruiny zamku
i na znikające postacie
w mgle zapomnienia…
17.08.2003.
kazap57
|