Odwilż
Odchodzą powoli lecz nieustannie
Jak śnieg topnieją
Choć lato a nie wiosna
Z gorąca i oparów doznań można oszaleć
Bezustannie tafle pękają
Choć zimne i nieprzyjemne
to one dawały stabilność
Teraz gdy lód już lepiej pojmuję
Niestety nic więcej nie da się poczuć
Prócz nowej wiosny w sercu
Ale do niej długa błotnista droga
Odsłania to wszystko nagły strumień wody
Zmywa butwiejące resztki
porywa ciała zamarzniętych zwierząt
Obmywa z bródu
Ochładza rozgrzany las
Czuję chłód letniego poranka
Nie wiem jaki jest
bardziej po prostu powraca jego znajomość
Nauczę się jeszcze doceniać chłód przebudzenia
Dookoła nie ma nic
prócz dźwięków i zieleni
Chłód mimo orzeźwienia
wciąż nieprzyjemny
Na nowo odkryć
piękno poranka
Drake
|