często tam chodzę
często tam chodzę
bywam bez okazji
gdy tylko najdzie ochota
nawet bez wyszukiwania
odpowiedniego momentu
potrafię to zrobić
gdy tylko zapragnę
wskoczenie tam – niby nietrudne
niemożliwym będące
lecz wyznaczone licznymi wycieczkami
tyle samo wejść
z tyloma samymi powrotami
unoszę się nad nimi
nie to one trwają
pode mną
igrają sobie
niepoddając się upływowi czasu
ale pomijając charakterystykę ich bytu
umieją powrócić
lub ja potrafię to zrobić
powrócić
do dni dziecięcych mych lat
przechadzam się wtedy tam
i jako jeden z nielicznych
potrafię wciąż czuć zapach
akacjowego duktu szkolnego
pamiętam
kwiaty zrywane mamie
i uśmiech wręczany babci.
cała szkoła staje przed oczyma
powaga lekcji
i wrzaskliwa przerwa
niewyśmiewając słabszego
wciąż czuję ten klimat
dzisiejsze powietrze
nie smakuje już
tak samo
inne były lata
i wiosny wschodziły inaczej
śniegu inna lepkość
inaczej kryła
próchniczne już liście
i ciepłość źdźbła trawy
niby tej samej
inaczej tuliła
głaszcząc dziecięce stopy
może ta para synogarlic
tak stara
jak świat mój stary
unosi się nad tym domem
w sposób zapamiętany
zbyt mało minut miały godziny
słońce schodziło zbyt wcześnie
pasji świat cały wigorem przelany
małych radości iskierki
to czas już zapomniany
6 marca 2011r
celicacra
|