czasem
martwota wślizgując się przez szparę w oknie
zaraźliwie, niczym cyklon b w komorach nabija pokój
tracisz wspinający się na palcach mandat zmartwychwstania ponad pasywności wszelkie
które posiadły masę twego ciała
mandat zmartwychwstania, otrzepania się z kurzu zobojętnienia
który wykluczył zmysły przyprószając je swoją grubą warstwą
już w dnia pierwocinie kroisz inercję na śniadanie popijając herbatą z liści jałowizny
ubierasz płaszcz skostnienia licząc na to
że świat poza twoim bunkrem stagnacji ma w sobie remedium
na twoją odzież, posiłek i tym kim się stałeś
mastah
|