Z miłości w popioły
Przywołaj mnie miły nad rzekę po zmroku
gdzie tamtej nocy zakwitłam rumieńcem
przywołaj mnie miły szelestem potoku
paproci zapachem przywołaj czym prędzej
wpatrzona w nadziei zielone zrenice
cierpliwie czekam na twoje wołanie
gotowa podążyć za głosem z oddali
pod szmaragdowych gwiazd oceanem
powitasz mnie miły pod młodą leszczyną
co delikatne usypia gałęzie
przyodziana łuną świecy tam zagoszczę
i tylko jej taniec ubierać mnie będzie
okryją nas lekko swych kropel poświatą
wezwane znad rzeki mglieł parawany
zazdrośnie muskając bezbronny światłocień
zaklętych w pieszczot namiętne kajdany
piękno księżyca skona w zachwycie
ukradkiem głaszcząc intymne zachody
srebrzystym neonem cudownie spowije
oddane czułości płonące żywioły
zanim przeminie chwilą rozmyte
nagich portretów skąpe przybranie
uskrzydli warkocz twych dłoni odwaga
zawiłe na piersiach malując witraże
wierzby rozpuszczą łzawe welony
umarłych czasów dumni przodkowie
garbatych czupryn chyląc pokłony
zapachem piękna tu przywabione
ptaki ukoją dzikie spojrzenia
z nocy wyłonią sie z aksamitu
nad przepełnionym szeptem oddechów
na scenie łoża teatrem dotyków
akty wypełnią swe przeznaczenie
kiedy jutrzenka spłoszy motyle
w niebo odlecą mgliste zasłony
prosto znad rzeki tutaj przybyłe
wzbiją sie w ciszę iskier tuziny
ponad sitowiem płodząc zdumienie
rozmigotane ciepłym porankiem
w słoncu oddadzą ostatnie tchnienie
bywajcie gody, jekną leszczyny
rozkołysane budząc wierzchoły
zanim w przestworzy ulecą błękit
miłością jeszcze pachnące popioły
Krzysztof Kazanecki
Odyseo
|