NA ŁĄCE
(bajka)
Groźny krokodyl wstał wściekły rano,
bo na śniadanie nic mu nie dano.
Głód ściska, skręca, grają wnętrzności,
przekrwione oczy pełne ma złości.
Przeczyścił zęby, minęła chwila,
pomyślał: dzisiaj złapię motyla.
Wziął siatkę, przerzucił ją przez ramię,
z zacięciem ruszył na polowanie.
Stanął na łące z torbą przy pasie.
Jeśli nie motyl to wpadnie ptaszę.
Niezgrabnie biega, siatką wywija,
trudno utrzymać mu trzonek kija.
Motyle sprytnie go omijają,
śmieją się, drażnią , na nos siadają.
Wściekłość rozsadza ogromne cielsko,
stracił całą cierpliwość anielską.
Nagle coś spada na niego z góry,
wiąże pysk i krępuje pazury,
ktoś wkłada go do drewnianej paki.
Żegnajcie ryby, żaby, ślimaki!
Oj nędzny finał mu zgotowano.
Nie on motyla - jego złapano.
Wiec w swej pamięci proszę zachować
by na motyle już nie polować.
Jeśli zaś życie tobie obrzydło,
zaczniesz polować – możesz wpaść w sidło.
Ewa Krzywka
Ewa_Krzywa
|