Ważka żartownisia
Ważka do mnie przyleciała
i na nogi usiąść chciała,
najpierw ją odpędzić chciałam,
aż w końcu niechęć przemogłam.
Ważka bardzo śmieszną zdała,
ładne skrzydła, kibić miła,
siadła cicho i bez trwogi,
na lewą i prawą nogę.
Potem dalej bez żenady,
może tylko dla zasady,
usiadła mi na podbrzusze;
na tą myśl uśmiechać muszę.
A potem dalej na włosy
i mój plecak, co jak wrzosy
kolorem lila podobnym,
chociaż dawno już niemodny.
A potem to już tak w koło,
aż zrobiło się wesoło,
śmiałam się z ważki zabawy,
to lepsze od kubka kawy.
Wczaśniej nie wiedzialam że,
ważki bawić lubią się,
moja żartownisią była
i tak jakby ze mnie drwiła.
Na początku jej nie chciałam,
a potem się bardzo śmiałam
i już sama, jak najęta
żartowałam jak stuknięta.
Jak stuknięta, no bo gdyby,
ktoś mnie z boku obserwował,
to by maślał, że kopnięta,
albo on trochę zwariował.
Nic nie szkodzi, bo zabawa
z żartownisią przednia była,
ja bym sobie teraz częściej
ważkowej zabawy życzyła.
jaskolka
|