wiatr szyderca
z rękoma w kieszeni
oparta o pień drzewa
przyglądam się
dzień w ciszy umiera
noc leciutko kołysankę śpiewa
niebo gwiazdom drogę otwiera
bezlistne gałęzie wiatrem dotknięte
wróciły do nieskończonej wczoraj debaty
raz wypowiedziane
nie będą już cofnięte
przekleństwa wycedzone przez los szczerbaty
przyglądam się skulona
a wiatr prześmiewca
już konary grube
do dyskusji zaprosił
ziarno nienawiści zasiał dobry siewca
a teraz z upodobaniem śmiechem się zanosi
strach mnie ogarnia
do siebie uciekam
nie lubię patrzeć jak drzewa się kłócą
czekam aż podpiszą rozejm
a ręce człowieka
wiatrołom pozbierają i do pieca wrzucą
szybcia
|