zima na szczycie
Puszysty śnieg skrzypi pod stopami
Wiatr zdmuchnął z kamienia czapkę
Pomiędzy ciężkimi gałęziami
Przemknęło wątłe światło
Z dołu na ścieżce słyszę czyjeś głosy
Nie tylko ja tutaj przychodzę
Jest mi gorąco
Mam mokre włosy
Na szczycie w wietrze się ochłodzę
Śnieg sypie i mocno zacina
Jak żyletką smaga po twarzy
Na oblodzonej skale kolejna godzina
Czekania na cud
Może się zdarzy
Ale żaden głos nie brzmi znajomo
Nie pojawia się żadna znajoma postać
Łatwo spaść bo jest bardzo stromo
Właściwie
To mogłabym na wieki już tutaj zostać
szybcia
|