Nad urwiskiem
Wiatru z objęć się wyrwałam
Pobiegłam w przeciwną stronę
Kiedy tak nad urwiskiem stałam
Pomyślałam że w chmurach tonę
Wyciągnęłam ręce do nieba
Wypuściłam żal ściskany w dłoniach
Już dawno to zrobić było trzeba
Zamiast pozwalać by tętnił w skroniach
A wiatr mnie dogonił i objął ramieniem
Łzę krwawą z policzka otarł
Tutaj był początek
Tu końca westchnienie
Przez wiatr tulona już się nie miotam
szybcia
|