Wstrzymanie
Gdy noc zegna się ze switem
By slonce moglo zaistnieć nad zenitem
Nastepuje magiczna chwila
Bo długo to nie trwa
Lecz jeśli obraz ten uchwycisz
Na pewno się nim zachwycisz
W mojej okolicy tak to wygląda
Gdy letnim dniem
Nad ranem wracając
Na niebo spoglądam
Z jednej strony
Ciemną barwą mrok zdobiony
W dal ucieka
Z drugiej zas jeszcze lekko przekrwiona
Slonca powieka uchylona
Promienie niesmialo tą czerwien smagają
Zielone listki na drzewach bujaja
Moja wlosy faluja Na wietrze
Kocham to ranne powietrze
Latarnie jeszcze swieca
Wzdluz długich ulic
I starych blokow
Moja osiedle w pelnej odslonie
Tak puste i piękne
Tak ciche i odludne
Jakby zaklęte w czasie
Nikt nie oddycha
Nikt się nie rusza
Tylko kropla rosy
Po płatku rozy
Splywa niesmiale
…
Zaraz wszystko zepsują
Podeptaja chodniki
Swoimi buciorami
Ludziska i ludziki
Zaraz zawarcza silniki
Zaklekotaja tramwaje
I będzie slonce mocno grzalo
I wszyscy się spoca
I będzie smierdziec
I będą się wsciekac
Będą narzekac
I warczeć i miałczeć
I tak w kolko
Glupie ludziki
Które w południe deptają chodniki
TeQuila
|