Pan Adam

Dworek

Była sobie młoda panna
Ona nazywała siebie Anna
Był też panicz bardzo młody
On zaś Adam dla wygody
Był tam dworek na zielonym wzgórzu
I psy latające wolno po podwórzu
Schodami w dół, win pełna piwnica
Był tam też klucznik i wożnica
Także kowal i dozorca
I stodoła pełna skoszonego zbiorca
Obok duża stajnia pięknych koni
A w powietrzu zapach tej sielańskiej woni
Pola w złotym bukiecie żyta i pszenicy
Czego jasny blask miga nam w żrenicy
A w ogrodach drzewa owocowe stoją
I barwami licznych kwiatów duszę goją
Są też stawy rybne i jezioro, co zza drzew wygląda
W którym niebo jakby w lustrze się przegląda
Lasy pełne grzybów, jagód i dzikiego zwierza
Dokąd horda myśliwych chętnie tam na łowy zmierza.
Adam w tym się także bardzo lubował
I nierzadko dzika, jelenia lub sarnę upolował.
Dziedzic często w roku wielki bal organizuje
I aż z daleka wielu gości na dworek zwołuje
Przyjeżdżają wtedy liczne bryczki i karoce
I się wszyscy świetnie bawią w te niezwykłe noce
Anna kwiatami na gości czekające stoły upiększa
Co sali wystrój, a gościom nastrój zwiększa
Już przynoszą różnorodne jadła i poidła
Ciasta, torty, kawę i słodkie powidła
Wina białe lub czerwone i koniak francuski
Panowie we frakach, a pod nimi białe bluzki
Panie w balowych sukniach i gorsetach
I każdy z każdym zręcznie tańczy na parkietach
Potem para za parą idzie płynnie poloneza krokiem
Zachwycając gapiów za oknami stojących, tym widokiem
Tak to wyglądało te życie dworzańskie
Takie polskie, tak słowiańskie!

Polowanie

W pobliżu dworku, za wzgórzem w jagodowym lasku
Widać ślady dziczyzny na złocistym piasku
Koń Adama stąpa kopytami jak baletnica
Obok niego dla pomocy kłusuje wożnica
Przemysław, jest myślami u Marysienki, jego przyszłej żonie
Zamiast myśleć o polowaniu, w sercu miłością do niej płonie
Jasiu horde psów na smyczach w ręku trzyma, idąc na piechote
Za nim dziedzic na pięknym rumaku ma na jelenia ochote
Już zajechali tym korowodem daleko w jagodowy las
I zwierzyny wyglądania nadszedł wreszcie czas
Psy ze smyczy uwolnione, gonią zwabione dziczyzny wonią
Za nimi myśliwi galopują z gotową do szczału bronią
Już dopadli i gonią przed nimi uciekającego dzika
Który pędząc o swe życie, czasem im z oczu znika
Ale uciec od psów i galopujących koni nie potrafił
Kula wystrzelona go dobiegła, Adam w niego trafił
Po pierwszym troferze dziedzic dalej jelenia upatruje
Na mchem pokrytej ziemi, swieże ślady odnajduje
W oddali za krzewami zielonymi, widać wystające rogi
I znów gnają na swych koniach, galopem wyciągających nogi
Dziedzic flintą w niego mierzy i już pędzi kula wystrzelona
I już pada zwierzyna na polance, prosto w serce trafiona
Uczta potem wielka na dworku dziedzica się odbyła
Na którą też i cała pobliska wieś Białedoły przybyła
Przemysław cały czas myślami przy swojej Marysieńce
Jak będzie ona jutro wyglądała w ślubnej sukience?

Wesele

Dzisiaj we wsi Białedoły odbywa się wesele,
Gości ze wsząd przyjechało z tej okazji wiele.
Sołtys córkę Marysieńkę kowala synowi za żonę wydaje,
Pan młody Przemysław przy ołtarzu jej rękę podaje.
Marysieńka w ślubnej białej sukni, wianek trzyma w dłoni
Welon długi jej z tyłu powisa, zaczynając się od skroni,
Który dzieci w rączkach swoich, nisko nad ziemią unoszą.
Wszyscy goście tam zebrani, wielkie bukiety z sobą przynoszą
Są tam też ze znanego dworku Anna, Adam i pan dziedzic,
Wszyscy chcą zaślubiny Marysieńki z Przemysławem śledzić.
Marysieńki lica w purpurowym odcieniu, które widać aż z oddali,
Gdy słowa zaślubin po księdzu wpierw on, potem ona wypowiadali.
Brawa wielkie jak burza w tym momencie zabrzmiały
I twarze gości serdecznym uśmiechem się śmiały.
Już wychodzą i za nimi goście idąc drogą ustrojoną w kwiaty,
I zbliżają się powoli do pobliskiej sołtysowej chaty,
A gdy wchodzą, wita ich żydowska kapela grająca Klezmera.
Wszelki gwar głosów niezliczonych w powietrzu zamiera
I tłum gości dla uczczenia młodej pary głośno klaszcze,
Kiedy Jasiu syn furmana struny skrzypiec umiejętnie głaszcze.
Grali także polkę, mazurki, tanga i walce,
Patrz jak szybko po klawiszach artysty przelatują palce!
Służba wnosi już mięsidła, kiełbasy, bażanty i baraninę,
Do tego sałaty, ziemniaki, ogórki i tłustą słoninę.
W kielichach wina różnorodne i wyborne miody,
A dla upojenia pragnienia nie zabrakło wody.
I tak bawią się, śmieją, jedzą, piją i tańcują,
Także dzieci w takt muzyki swe pierwsze tańce próbują
I gdy hałas weseliska z wolna po dniach wielu zamiera,
Na granicach Polski nowa grożba się znów zbiera.

Najazd

Z lewej Prusak, a z prawej Moskale na granicach stoją
I chcą zabrać jak już nie raz, ukochaną ojczyznę twoją.
Liczne wojska i armaty na to przeznaczyli,
Ale na bohaterstwo Polaka aż tak nie liczyli.
Idą borem, idą lasem uzbrojeni aż po zęby
I ścinają na przeszkodzie im stojące dęby.
Ogniem i mieczem Polskę nam marnują
A serca Polaka zemstą straszną się buntują.
Jeden stoi już swą hordą u bram Poznania,
Drugi ze wschodu do marszu wojska swe pogania
I tak dalej maszerują ziemie naszą raniąc konia podkową,
Ustawiając w długim rzędzie do strzału artylerję gotową.
Z naszej strony są ułani i jest też z chłopów ustawiona piechota,
Jest też Adam, Jasiu i Przemysław, bronić kraju ich ochota.
W piękne mundury są powystrajani, czapy z futra i kutasy,
Szable z boku im zwisają, co zapięte mocno na skórzane pasy.
Na proporcach wiatrem roztarganych orzeł biały
I tatarów nam przyjaznych, na hucułach pułk nie mały
Piechota w strojach ludowych trzyma w rękach długie lance
I czekają na wroga, by go zniszczyć i pokonać, tu na tej polance.
Już ruszyły obie strony i bitwa krwawa z hukiem się zaczęła,
Szabla z szablą się spotyka i rzeż bezlitosna rozpoczęła.
Jasiu tnie szablą siłą wielką we wroga srebrne zbroje,
Ojczyzny wrogowi nie odda, prędzej życie swoje.
Adam z Przemysławem z szablą uniesioną galopują,
Z dokładnością myśliwego na zaborcę zawzięcie polują.
Krwi potoki leją się po obu stronach szerokim strumieniem,
Tak wygląda jakby to było Polski przeznaczeniem!

Wojna

Była pierwsza, potem druga wojna świata
Na których wielu straciło syna, męża, ojca lub brata
Zaczeło się to niespodziewanie na Westerplatte
Kiedy „Bismarck” wystrzelił swoją pierwszą armatę
Razem z Rosjanami faszyści sobie uzgodnili
By podzielić Polske tak na środku, w prostej lini
Z obu stron wojska ichnie na ojczyzne napadły
I lata przemocy jak czarne chmury nad Polską zapadły
Wszędzie wiszą grozą czarną ziejące sfastyki
Rozkazy, nakazy, zakazy i faszystowskie krzyki
Zabronili nam radia, spotkań i muzyki Szopena
Ale to była tylko mała do zapłacenia cena
żydow do Getta zapędzili, głodowali i pozbawili mienia
Robili to wszystko, jakby nie mieli żadnego sumienia
Inteligencję polską dostrzętnie i bestialsko wymordowali
Myśleli naiwnie, że Polak przed nimi na kolana się powali
Na sumieniu jednych mordy katyńskie, drudzy Oświęcim wymyślili
W którym miliony z narodów różnych, zagazowali i spalili
Mickiewicz dawno temu nam oznajmił, „a jego numer jest 44”
Czego przepowiednia, powstaniem warszawskim odkryła swoje karty
Krew Polaka lała się szerokim potokiem, jak czerwone wino
Nie tylko w kraju ale i na obczyżnie np. na Monte Casino
Gdzie rosną dzisiaj krwią pomalowane czerwone maki
Jakby dla nowych pokoleń, od wojny przestrzegające znaki
Potem Rosjan czerwona fala zalała cały nasz kraj
Boże wszechmogący pomóż, uratuj i zbawiena nam daj!
I gdy powodż ta rozlała się dalej, aż do Berlina
Pozostały u nas tylko gruzy i miast spalina
I na lat wiele Sowieci Polski nam nie oddali
Zamiast tego, komunizm nam podarowali!

Zabory

Obce moce w Jałcie nowe granice Polski uzgodnili
I miliony ludzi z ziem ojczystych wygonili
„Na zachód”, brzmiała ich nomenklatura
A wygnańcom była to nieludzka i mordercza tortura
Wprowadzili rządy robotnika dyktatury
Ale sami nie przestrzegali tego struktury
Niby każdy z nas był równy
Ale wynik tego, był raczej „gówy”
Na początku rządził nam „wspaniale” Gomółka
I w sklepach bywała jeszcze kiełbasa, szynka lub bułka
Mijam domy szare i ludzi szare twarze
O kolorach tęczy zazdrośnie sobie marzę
Komunistów i Sowietów zabór był bardzo długi
I kraj okradali jagby zaproszeni do samoobsługi
I pamiętam potem w sklepach słowa, „nie ma”
Zgadnij, jak się kupujący w tym momęcie „siema”?
Potem rządy obją górnik Gierek
A nas nie było stać, nawet na cukierek
Były kartki na mięso i wędlinę
Ale dostać można było tylko padlinę
I tak snół sie ten czas komunistów „promienny”
I na końcu, wprowadzili nawet stan wojenny!

Odrodzenie

Mineły już czasy człowieka ze stali
Kiedy każdy żył nadzieją, że komunizm się zawali
Potem przyszedł Wałęsa i też Jan Paweł drugi
I nastał okres strajków długi
Miliony połączyły się w Solidarności
I żądali chleba i wolności
Mineła szarzyzna domów i rodaków twarzy
Co nowego jeszcze tutaj się wydarzy?
Dużo na ten temat wam powiedzieć nie mogę
Bo wyruszyłem na wędrówki po obczyżnie długą drogę
Jedno jest pewne, że Polska znowu wolna
I do ponownego odrodzenia zdolna
I choć droga wolności wieki się ciągneła
Jeszcze Polska nie zgineła!

Pisany pomiędzy 9 i 18 listopada
„Polowanie” 18.12.05


Bazyliszek

Średnia ocena: 8
Kategoria: Inne Data dodania 2005-12-31 16:49
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna Bazyliszek > < wiersze >
Izabela | 2012-09-16 17:24 |
ten wiersz jest jakby kilka
henkraj | 2007-01-04 17:47 |
Cieszy mnie, że mamy podobne myœlenie. Chętnie zapoznam się z Twoimi pracami. Podobajš mi sie. Jestem tu krótko, a u Ciebie dużo do do czytania. Na razie. Pozdrawiam.
Ewawlkp | 2006-06-01 00:48 |
Bazyliszku piszesz pięknie i tak dalej pisz
iskierka | 2006-03-15 23:02 |
Poczytalam sobie ten wiersz...że jestem pod wrażeniem,to mało powiedziane...doslownie zatkało mnie,cudowne,piekne,patriotyczne...bardzo mi sie podoba,w dodatku data fajna18.12..data z wiersza,która mi się mile kojarzy:)))Gratualcje za wiersz:)
Bazyliszek | 2006-01-05 22:14 |
Janku wes sobie czas, bedziesz go potrzebowal, ale ocen szczerze. Arcydzielo to nie jest, ale duzo potu i pracy. Ty piszesz pieknie. A wiesz ta orografia, to jak milosc, dzisiaj jest, jutro juz jej nie ma.
Janekn | 2006-01-03 22:51 |
ten ocenia jak przeczytam zbytnio nie mam czasu a wiersz musz
Dar | 2006-01-01 10:46 |
...jestem pod wrażeniem Twojej wierszowej pracowitoœci...sama konwencja wiersza...lekko mickiewiczowska...co i tytuł sugeruje...fejnie sie go czyta..
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się