od świtu do świtu
Przez dziurę w ołowianym chmurach
Przedziera się ogień zachodu słońca
Horyzont odcina od gór purpura
W wierzchołkach drzew płonąca
Niebawem noc wschodzącą łuną ugasi
Bladą poświatę księżyca obejmie
Chłód nieba do murów się będzie łasić
I błogi sen troski z oczu zdejmie
Znowu wskazówki zatoczą koło
Po nocy dzień radosny lub smutny
Kolejna zmarszczka porysuje czoło
Twarz wykrzywi uśmiech bałamutny
szybcia
|