''Boś mi bezkresem''
Przed oczyma trzeba mieć ciemną płachtę.
Diablą taką co nie można zrzucić ni dotknąć.
By iść z głową w chmurach, i w gwiazdy patrzeć,
A niespodzianie o całe Niebo się potknąć.
Nie mogę obiecać ci Niebo,
Że nie spowije cie barwą burz
Co gromu rzuci piętno nie jedno
I nie jednej ulewy obsypie cie kurz.
Nie mogę obiecać, że słońce
Będzie wciąż świecić jak ty
I że wciąż tak będzie gorące,
By chłód nie dokuczał już ci!
Ani nie mogę tobie obiecać
Wieczorów z księżycem w pełni,
Spacerów przy gwiezdnych świecach,
I że to wszystko się spełni.
To wszystko co sobie wymarzysz.
Nie obiecuje ci tego…
Lecz przysięgam…
Kocham cie… O Niebo!
Słońcem niech będzie ci moja dusza,
Promyk ten bowiem świeci niezmiennie.
Nie ważne, czy upał dokuczy, czy burza,
On tak tlił się będzie codziennie.
Niech i księżyc wie co do cie czuje.
Niech wie, żeś mi kochanka.
Jeśli gwiazd ujmie, ja je tam umaluje.
By przy nich razem doczekać poranka.
Gdzie ty z chmurami się witasz.
Ja nie… jako się rzekło.
Bo jeśli o imię mnie spytasz.
Jam na imię mam… Piekło!
Lecz jeśli kiedy diabeł umysł opęta,
Lepiej niech duch mój z wiatrem uleci,
Bo jeśli ciału bliższy instynkt zwierzęcia,
Niech chociaż dusza na niebie świeci.
4 wrzesień 2009
kojot
|