Gniecione grą życia...

Gniecione grą życia mijają te dni
jak trwanie motyla bez echa.
Rozpada się pustka na sto innych próżni -
nie idę, nie wracam, nie czekam...
Próbują wciąż inni przebijać ten mur
jałowym waleniem weń głową,
że sami nie wiedzą, kto wkłada im sznur
konopny na szyję bez słowa.
Znad dymów szarości spadają do stóp
łzy ciężkie od grzechów i prawd.
To miasto umiera! To miasto to trup!
Lodowych snów nocą spadł grad...
Zgasili już świece wódczanym oddechem
i winy swoje spłukali do szklanek.
Jak łatwo, popatrz, jest zostać człowiekiem,
jak trudno człowiekiem się budzić nad ranem.
Nie patrzcie tam z góry anioły i czarty,
zasłońcie swe oczy chmurami.
Nic tutaj nie ma! Świat nic jest nie warty,
gdy ludzie się czują bogami.
Może, gdyby tak dać rozum robakom,
pozwolić rozmawiać w dzień drzewom,
nie trzeba by teraz skrywaną rozpaczą
dziurawić nam serca ostrą beznadzieją.
Raz, choćby na chwilę, pożałuj nam kłód
po ciemku rzucanych pod nogi -
daremny i próżny, a wielki Twój trud.
Wszak jest już za późno. Urosły nam rogi.
Czy słyszysz modlitwy? Niektórzy coś klepią
przed Twym obliczem w niedogrzanych nawach.
Puste szeptane milczeniem próśb słowa.
A wśród nich jedna. A wśród nich też moja.


Adnotacje

Średnia ocena: 8
Kategoria: Życie Data dodania 2006-01-19 00:23
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Adnotacje > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się