Nad Czarnym Stawem pod Rysami
Nad Czarnym Stawem pochylam
kurczone lękiem swe ciało.
Na dół, przed siebie spoglądam:
jak wszystko zostało tam małe.
Wysoko. Chmur bliski stoję.
Daleko. Nikt przecież nie czeka.
Wiatrem rozwiane ramiona
nie modlą się wcale do Boga.
Przedziwna lekkość. Pragnienie.
Bezkresna przestrzeń dokoła.
I jedno ruszenie kamienia,
by jutro oddzielić od wczoraj.
Zachęta? Złudzenie, by wzlecieć?
Popycha coś, bo droga jest łatwa.
Jak oprzeć się, ustać i nie chcieć
na drugą stronę przejść światła.
Dystans mniejszy od słowa.
Odległość nie większa westchnieniu.
Pozostać nad Czarnym Stawem,
czy może podążyć ku Niemu?
Zakopane, 29. czerwiec 2002
Adnotacje
|