Ja nie dla was...
Na łanach pustej rozpaczy zmrożona
w jednolitej barwie na łóżku położona
zmęczona po rutynowym dniu
jak anegdota w obrazie cichnąca
pełnego ustatku nie zaspokojona
po tyłach domu po nocach błądząca
rodzice porzucili ją w młodym wieku
dziś nie zna przepychu, ni szcześcia i grzechu
dom odrzucony, nie znający czasu
oczy błękitne w mroku szukają potrzasku
ostatniego żalu nie umie okazać
niczym nóż wbite serce
nie wiedziała o tym od dawna
jak kropla na kartke po policzku spływa
jak ognień po wnętrze bólem dłonie pokrywa
jak zapach grobu unosi się w powietrze
jak dziura w oku, przyjaciele to ciernie
słońce wschodzi nad horyznotem świata
człowiek upada bez twarzy
na krańce się brata
ludzkie zło nie zna uczciwości
po stuletnim odłamku umiera się powoli
nie zerkneła gdy upadała na ulicy po marihuanie
nie odwiedziła gdy siedziała na odywku w zakładzie
mamo - dlaczego Bóg dał Ci być matką?
tato - dlaczego odszedłeś zostawiając mnie samą?
Boże...
dla mnie nie ma przebaczenia
Ty Ojcze im wybacz za mnie
ja nie potrafię
Przepraszam, nie was rodzice
a Ciebie mój Panie
Anelia
|