24
Za dziesięć szósta.
Wstaję wraz ze słońcem
wciąż karmiona ciemnością.
Wpół do ósmej.
Pojazd duszny zabiera
plik trumien do szpitala.
Jedenasta czterdzieści pięć.
Już nie brak mi niczego
a wszystkiego.
Trzynasta pięć.
Stoję i spożywam
ich krew.
Czternasta czterdzieści.
Wracam do pustego,
mokrego mieszkania.
Szesnasta trzydzieści.
Piszę kilka słów na
papierze bez znaczenia.
Siedemnasta.
Słyszę nie umieraj,
umrzesz, umrzemy.
Dziewiętnasta pięćdziesiąt.
Wciąż bez morału.
Dwudziesta druga trzydzieści.
Kot rozmawia z muchą
chyba oszalałam.
Dwudziesta czwarta.
Odwagę zbieram
dźwiękami duszy, tabletkami,
dymem i napojem karmioną.
Wreszcie - zasypiam?
Michi
|