poranek
( czy żyję...? )
Przebudzenie - świadomość rzeczywistości
- jak otrzeźwiające sole
Boli
Zrzucam z ramion marzeń sennych puch
i jedną nogą dotykając podłogi
podnoszę ołowiane ciało - ciężkie i szare
Otwieram oczy - choć stawiają niebywały opór
drażni mnie blask
jak kryształków
rozrzuconych bezładnie na dywanie kawałków
mojego serca
Analizuję chwilę bezsens ich zbierania, posklejania
zrezygnowana kopie je,
lądują w kącie i gasną.
Wstanie - jak poruszenie z posad marmurowego
posągu
Idę do łazienki, mijając po drodze
wspomnienia niedawnej przeszłości, szczerzące
się w ramkach wisząc na ścianie
stopy palą przy każdym kroku
głowa każe wracać do bezpiecznej
przystani
Lustro - prawda niewypowiedziana
ale już nie dziwię się szklanemu odbiciu bycia
Mokra od łez wyjmuję z szafki doczepiany
uśmiech. Lekko zużyty
Dziś nie potrzebuję. Spłukany w muszli
wiruje szaleńczo i aż w końcu znika
ogarniam włosy, myję zęby, zachęcając
sama siebie do życia...
Nie maluję się , nie pomoże tu bezradne
machanie rękoma
jestem zmęczona
jest zimno, chłód niekochania wleciał poddaszowym oknem
Ubrana w ciepły sweter schodzę
cicho po schodach
każdy stopień żałośnie szlocha
bezsilnie
Potem kawa - suplement diety powodujący
nadmierną chęć do działania
nadodporna...czemu więc chłepcę łapczywie
tę czarną iskierkę nadziei na ochotę...?
A po kawie, wśród krzyku, kurzu, zgiełku
i pretensji, bez sił, serca, apetytu i
uśmiechu
nieogarnięta i senna
jestem
ale czy żyję ?
a_sina
|