Nad szczytami szarymi
nad szczytami szarymi
dzisiaj w nocy trwa spokój
zatrzymany w przestrzeni
rozpromienia się wokół
zanim księżyc swym blaskiem
sypnie srebrem na skały
niech mnie wchłonie zupełnie,
niech mnie wzniesie, zatraci...
grają gwiazdy swój poemat
mrok osnowę snów rozwiesza
na zaspane łzy kamieni
chłodem snuty rzuca tiul
cisza szemrze za uszami
milknie świateł głośne wrzenie
i w ciemności głębi brzemia
perły rosy miękko drżą...
mgły unoszą się jak jedwab
blade płótno w nocy czerń
wiatr się zbudził w dolinach
szarpie igły jak struny
jakby jeszcze zaśpiewał
kołysankę zaszumiał...
na skaliste tło grani
siwa mgła mętnie spada
zanim noc ją ostudzi
chcę w nią wtopić się, zapaść...
cisza szepcze za uszami
cierpnie płowy cień kamieni
wnika w skórę wilgoć ziemi
nad szczytami gwiezdny blask...
wiatr znów szumi z potokami
wiatr przebiega dolinami
zmierzch rozwiesza na gałęziach
z myśli moich tkany płaszcz
został tylko tęskny żal...
***
wieczorem, przed schroniskiem ''Zbojnicka chata'', Tatry, Słowacja, VIII.2005
Adnotacje
|