Wierzchołek HOPE
Twoje źrenice zwiększają się przez te światło
Moje wargi uchylają się by coś powiedziec
A Twój palec wędruje w moje usta
Zlizuję ten sok z Twego palca
Przerzucam wzrok na maszynę do pisania
Rozkazuje Ci przy niej usiąśc i pisac
A wtedy otulam Ciebie moim oddechem
Ty siedzisz upojony tym powonieniem
Rozpisany w literach na papierze
Rozjaśniony dziwnym pragnieniem
Rozanielony weną, którą Ci zesłałam
Odsuwasz moje palce
Ze swych ud strzepujesz resztki dotyku
Wdychasz zapach papieru
I już mnie nie ma...
Kontaktuję się z obrazem
Na tym obrazie frustracja
W tej frustracji moja twarz
Zasmucona brzemieniem przyciężkim
Zrozpaczona, że odtrącona
Dotykam swojej twarzy
Przesuwam wilgotnymi od potu palcami
Po tej perle, iskrzącej się pod dłońmi
Spływa łza po policzku
Nic nie czuję
Sama będąc
Uciekam w melancholię, roztropnośc
Że już zaraz...
Znikamy...
we mgle...
w przyzwyczajeniu...
papi987
|