Wiatr niesie chwałę i odór śmierci
Wciąż nie mogę odnaleźć spokoju,
miłości, nałogu większego pokroju
niż przyjaźń, zwykła, banalna,
całkiem normalna, zabójczo normalna.
Wciąż się strofuję
za to że nienawidzę
wszystkich dookoła
i choć już się siebie brzydzę
i choć wariuję
nie przestane walczyć z moim marnym Bogiem.
Bogiem? Nałogiem?
Czymś, przez co tracę grunt pod nogami
Mam walczyć z miłością? Z tymi wersami?
Tak, wiem, nie mam szans w tej walce.
Jednak dalej walczę, ciągle walczę.
Zacząłem już żegnać się z bronią,
myślałem że opuszczam odmęty będące ciemną tonią,
myślałem że zostawiam w tyle ludzi, którzy ciągle mnie gonią,
myślę o tym nadal, gdy zimny metal spotyka się z mą skronią
aby przypomnieć mi za co nienawidzę tego świata,
za co nienawidzę tych, którzy przypuszczają atak,
atak na równość, walkę o banał
Ciągle wołają ''chwała jest dla nas''.
Nienawidzę też mnie, zwykłego wariata,
który myśli że coś osiągnie,
gdy wszyscy wołają że nie zbawi
świata.
Chaos
|