Topiłem się...
Topiłem się, wtapiałem się, nurkowałem w Ciebie
w ciszy i z dźwiękiem, bezszelestnie i z jękiem
Unosiłem jak żyłem, jak kochałem wtedy Ciebie;
Cóż teraz, jak nieraz, zaklęty w odmęty lękiem?
Zielone Twe oczy i błękitna krew, tak jakby z przezroczy
Kusiły i pchały, prowadziły, wyrywały me serce do Ciebie:
Dla Miłości i chwały dobiły do przystani, nie mogłem przeskoczyć.
Wypijałem, zatracałem, zgubiłem, oddałem, wielkość jest w Tobie
w Mojej Jednej Jedynej, Największej Mojego Serca Chorobie
Czułem wszechświat duszy, co wzruszał, nie wzrusza, czy wzruszy?
Jak łuk do kuszy, jak strzałki do strzał, takem miał, nie mam!
Siedzę sam w swojej samotni, ludzie przychodżą wywrotni wielce
A ja Tylko czekam na Ciebie, na Twe Światło, Twe Powietrze, na Twe Serce
Płonąłem, paliłem się, spalałem, spłonąłem do Ciebie miłością
Życzyłem, Żywiłem i Żyłem piękną uzasadnioną do Ciebie radością
Świat jak wariat, chodzi i biega naokoło się przychlebiając,
Zaprasza, nie wzrusza, wymusza, odpłaca-ucieka jak tchórzliwy zając
To trwało mikrokosmos, na więcej nie zasłużyłem
Teraz tylko chciałbym na Ciebie z dystansu wypatrzeć
Tym czym na prawdę całym swoim Sercem żyłem
Nie umiem na bóle z przeszłości popatrzeć
i poczuć i wyczuć z odległości zapach Mojej Życia Miłości
Tego pragnę, zanim zejdę w czeluści bez błękitu oczu, w nicości
Chcę rozpuścić się z Tobą na chwilę, chwilę ulotności
stratocaster
|